czwartek, 17 grudnia 2015

15| Spokój?

Wróciliśmy do mieszkania, tylko my. Nasza trójka, szczęśliwi, ja w poszarpanych ubraniach w uścisku dwóch najbliższych mi osób. Pomogli mi usiąść na kanapie i przynieśli lód na moją obolałą stopę. Noga puchła i robiła się lekko fioletowa. Wiedziałam jak się nią zająć więc nie panikowałam. Podniosłam się do siadu i rozdarłam koszulę, kilka guzików posypało się po sofie, a ja w końcu mogłam oddychać.

Związałam włosy w niechlujnego koka w momencie w którym dwie pary oczu zaczęły mi się przyglądać. W prawdzie prawie nie miałam na sobie ubrania, a oni byli facetami, ale to chyba jeszcze nie powód by tak obsesyjnie się w kogoś wgapiać.

-Co jest?
-Pilnujemy cię. - odpowiedzieli chórem i obaj podparli głowę ręką. Okej.. to się robiło dziwne. Przewróciłam oczami, a Zayn się roześmiał.

-Jest tu dopiero od 15 min, zdążyła przewrócić trzy razy oczami, prychnąć, za każdym razem użyć sarkazmu i wkurzyć mnie tym wszystkim. Jak ona to robi? - dopiero teraz napięcie zniknęło z jego twarzy, uśmiechał się a w tym robiły to też jego oczy. Z rozbawieniem rozsiadł się na kanapie i szturchnął Horana. Po raz kolejny zrobiłam młynek oczami i przybrałam groźną minę.

Byłam w mieszkaniu z którego mnie porwano, ktoś mnie śledził, to nie jest normalne by tak po prostu siedzieć w tym samym miejscu kilka tygodni później.

-Musimy się stąd wynosić. Tak jak pisałam ktoś mnie śledził, myślę, że zgubiłam go. Nie jestem tego w stu procentach pewna, ale... mam taką nadzieję. 

- Dobra, masz jakiś plan? 

- W zasadzie to... mam. Trzeba to wszystko spalić.

- W sumie dobry pomysł... Czekaj, co? Zwariowałaś? - Malik ożywił się momentalnie -  Chcesz zniszczyć wszystko to, na co pracowaliśmy tyle lat? To, co stworzył twój ojciec? 

Na te słowa lekko się wzdrygnęłam, ale nie dałam po sobie tego poznać. 

- Nie mamy innego wyjścia. Dobrze o tym wiesz. - mówiłam, wiążąc supeł przy nodze, która z każdą chwilą stawała się większa. 

- Rachel ma racje. Spójrz, jeśli wyjedziemy i zostawimy to wszystko, mają nas w garści. Dobrze wiesz ile informacji tutaj się znajduje. Imiona, nazwiska, numery kont, a przede wszystkim... dane naszych rodziców. Chcesz żeby coś się im stało? 

Zauważyłam, że na słowo rodzice Zayn zamknął oczy. Nie wiedziałam, co między nimi zaszło i dlaczego Zayn nie utrzymuje z nimi kontaktów, ale w zasadzie... nie chciałam go o to pytać. Tak samo, jak nie chciałam, że ktoś pytał o to samo mnie. Wiedziałam, że zanim się stąd zmyjemy, musimy wysadzić to  wszystko w powietrze. Ryzykowne, ale skuteczne. 

- Dobra, to jak to robimy? - spytał Malik, pomagając mi przy mojej nodze.

- Po pierwsze, trzeba zebrać najważniejsze informacje i zgrać je na jeden plik. Trzeba go dobrze ukryć, znam kolesia, który umie wmontować takie rzeczy w telefon, naszyjnik, pasek od spodni, cokolwiek chcesz. Trzeba się z nim skontaktować, mogę się tym zająć. Przede wszystkim potrzebna nam bomba. Macie coś w zanadrzu? 

- Myślę, że coś się znajdzie. - chłopcy wymienili jednoznaczne spojrzenia. 

- Dobra ja idę zrobić coś do jedzenia. 

Kiwnęłam głową i już chciałam wstać i iść do sypialni Zayna znaleźć coś do założenia na siebie, ale poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę i przyciągnął  mnie do siebie. 

 - Nigdy. W całym moim życiu nie bałem się tak bardzo o Ciebie. Jak sobie pomyślę, że oni mogli... Błagam, powiedz mi, że nie... 

- Cii - przytuliłam Zayna do mojej piersi i włożyłam rękę w jego włosy, aby się rozluźnił. Zamknęłam oczy. 
Szarpała tak mocno, że dostała kilkanaście ciosów wymierzonych pasem, odbiła się nawet klamra na jednym z jej pośladków. Dotykana była wszędzie, aż nie zrobiło się jej niedobrze i nie zwymiotowała, potem długo jeszcze próbowała wyrzucić ze swojego ciała pokarm, którego tam nie było. Aż wreszcie mężczyzna wdarł się do jej środka i poruszał szybko, ostro i niekontrolowanie sprawiając sobie przyjemność. Może i nawet by jej się to podobało, gdyby nie to, że jej całe jestestwo krzyczało, a dusza wiła się w agonii. Bolało tak jakby ktoś palił ją na stosie. Wszystko zaszło mgłą, a ona całą noc spędzoną z tą bestią doprowadzająca siebie do wielokrotnego spełnienia wyobrażała sobie twarz Zayna Malika.
Teraz mogłam patrzeć na niego godzinami. 

- Powiedz, proszę powiedz to.  

Nigdy... prawie nigdy nie widziałam go w takim stanie. Był roztrzęsiony i zagubiony. 

- Nie, nic mi nie zrobili. Broniłam się. - zacisnęłam usta.

- Tak strasznie mi ulżyło. Modliłem się, żeby to się nie wydarzyło. Tak strasznie się o Ciebie bałem.

Wiedziałam, ze powinnam powiedzieć mu prawdę. Wiedziałam też, to nie skoczyłoby się dobrze. Zayn wpadłby w furię. Przytuliłam go mocniej obiecując sobie, że nikt nigdy nie dowie się o tym, co działo się w tej celi. To będzie moja tajemnica. Mój sekret.

- Dobra gołąbeczki, obiad gotowy! - nagle do salonu wparował szczęśliwy jak nigdy dotąd Niall.

Uśmiechnęłam się do Zayna jak gdyby nic, złapałam go za rękę i udaliśmy się do kuchni. Faktycznie, wszystko było gotowe. Na stole czekał na nas makaron, sos i szampan. Spojrzałam pytająco na blondyna.

- Stwierdziłem, że trzeba uczcić to, że mamy cię w końcu tutaj z powrotem. Wiesz Rachel... Zayn wariował jak cię nie było. Dosłownie. Wydawało się, że będzie dupczył każdą poduszkę, rzecz jaka stanie mu na drodze. Pewnie jego pytonik dzisiaj ujrzy światło dzienne. - poruszył zabawnie brwiami.  Malik w odwecie rzucił go makaronem.

- Stary, taka prawda! - Horan ściągał z siebie długie nitki makaronu do spaghetti.

W końcu poczułam, że jestem z tymi z ludźmi, z którymi powinnam być. Wszystko co złe, za niedługo się skończy. Będzie dobrze. Będę w końcu szczęśliwa.
______________________________________________

I mamy 15! Jak wam się podoba?
Tala

wtorek, 24 listopada 2015

14| Przerażające.

Podróż samochodem była szybsza niż autobusem mimo to, nie czułam się dobrze. Świadomość, że siedzę za kółkiem jednak dawała mi poczucie swobody. Kocham szybkość i wiatr we włosach. Szyby mimo lekkiego chłodu na dworze całkowicie opuściłam. Zadbałam też o odpowiednią muzykę, napędzającą moje działania.


W Menchesterze byłam na godzinę 22 i od momentu przekroczenia granicy poczułam się inaczej. Fakt, że nikt mnie nie śledził przez całą drogę był jak lizak dla dziecka pragnącego słodyczy i w ogóle nie równa się z uczuciem gdy dotarłam na miejsce. Mimo, że nie jest to mój rodzinny dom to w głowie zaświtała mi absurdalna myśl.



Dom twój tam gdzie rodzina twoja. A teraz moją rodziną był Niall, Zayn i reszta zbuntowanych, niegrzecznych chłopców niosących za sobą ból, tęsknotę, żal i morze trupów. Nic jednak na to nie poradzę, jestem teraz częścią tej potworniej mieszanki. Nie przez tatę, z własnego wyboru.

Myślę, że on wiedział. Wiedział, że jestem jak on i choć nieświadomie podążę jego drogą, nawet jeśli przez pewien czas będę mieć pretensje do niego, to nic nie zmieni, bo to ja i mój temperament tego chcą.

Charakteryzacja nie była trudna, więc gdy tylko podjechałam pod supermarket bardziej poszarpałam swoje ubrania i rozmazałam trochę sztucznej krwi na ranach utworzonych wcześniej.

Porzuciłam samochód, elegancko go zamykając, za kilka lat, gdy nikt się po niego nie zgłosi, stanie się antykiem. Może lub nie wrócę po niego, bo ma historie ale raczej tak się nie stanie.

Zabrałam ze sobą moje rzeczy, nie ma ich dużo, zwykły plecak z rzeczami kupionymi kilka dni wcześniej w sklepie, który i tak muszę porzucić gdzieś obok mieszkania.

Nie mogłam tak po prostu wrócić i zapukać do drzwi więc zdecydowałam, że podłożę się chłopakom.

Zayn miał znaleźć przy pomocy Liama fałszywy trop i mieli go sprawdzić. Dostałam wiadomość, że wyjeżdżają z mieszkania więc ukryłam bagaż w parku w zaroślach i kilka razy w szybkim tempie okrążyłam skwer. Chciałam nadać swojemu oddechowi szybkiego tępa, mimo, że za chwilę i tak przemierzę kilka przecznic.

Gdy wiedziałam, że zdążę na czas zaczęłam szybki marsz zmieniając go w trucht a potem w bieg, ręce trzęsły mi się z podniecenia i adrenaliny a także z stanu, w który wprowadziłam swoje ciało.
Dodałam do tego oszalały wzrok i poburzone włosy i śmiało można by pokusić się o stwierdzenie, że uciekłam ze szpitala psychiatrycznego.

Gdy dotarłam do końca drogi, nie zawahałam się, wybiegłam na ulicę słysząc pisk. Obiłam się o maskę auta. Dobrze znałam ten samochód. Mimo wielkiej chęci zatrzymania się omiotłam go tylko spojrzeniem i pobiegłam dalej. Schowałam się za rogiem i zwinęłam w kłębek. Po chwili usłyszałam kroki.



- O mój boże Rachel. - Niall pochwycił mnie w ramiona. Wtulił twarz w moje włosy i cicho wyszeptał, że jestem niesamowita. Uśmiechnęłam się lekko, na krótko by po chwili go odepchnąć i odegrać rolę do końca.


-Nie dotykaj. - warknęłam, posyłając mu zirytowane spojrzenie. - Nie podchodźcie! - krzyczałam zanurzając dłonie we włosach. Moja postawa była pochylona, trzymałam się za bok, prawdopodobnie miałam uszkodzone żebro no i dalej bolała mnie zaklinowana noga.

Nie dałam się dotknąć nikomu przez 15 min dopóki Niall jednym zdecydowanym ruchem przytrzymał moje ręce. Wyrywałam się, ale byłam już zmęczona. Pozwoliłam się wprowadzić do pojazdu. Usiadłam z tyłu. Wraz ze mną był tylko Horan. Louis i Liam od razu mieli wyruszyć w drogę, więc czekali na samochód.

Mimo to chciałam tylko jednego. Zayn przybiegł tak szybko jak tylko się uspokoiłam. Był już w Land Roverze i teraz spoglądał na mnie niepewnie.



Tyle czasu marzyłam o jego ciepłych tęczówkach, zawadiackim uśmiechu i ustach, ciepłych i miękkich, o jego dużych dłoniach trzymających mnie ciasno przy sobie więc nawet nie zorientowałam się kiedy to się działo.

Dopadł do mnie i docisnął mnie do siedzenia przez co syknęłam. Zatopiłam palce w jego miękkich puklach i zaczęłam namiętnie całować. Całą sobą.



Widziałam jak blondyn z przodu przewraca oczami i cicho się śmieje pod nosem więc kopnęłam jego siedzenie nie przerywając pocałunku. Jego głowa uderzyła w sufit ale to go nie powstrzymało.

Prychnęłam pod nosem a Zayn uśmiechnął się poprzez pocałunek, uwielbiam te jego małe rzeczy przez które nie wie ale jest bardzo uroczy.



Od kiedy stałam się taka ckliwa?

Przyparłam go bardziej do fotela i usiadłam na nim okrakiem.

- Znajdzie sobie pokój.
-Zamknij się Horan. - jakim cudem w tym samym czasie to wyszło z naszych ust? To przerażające.



- Nie zapominajcie, że jestem tym który was kryje i wam kibicuje. To było dobre. No wiecie jak darmowe porno mimo, że mam też na myśli twoje przedstawienie.


Zaczęłam się śmiać i z uznaniem pokiwałam głową. Zdecydowanie mi tego brakowało, więc gdy miałam okazje śmiałam się i żartowałam.

Byle by tylko odreagować i zapomnieć, przestać rozmawiać o trudnych sprawach jak  ja i Zayn oraz Harry.

Dobrze myślicie, cholernie piekielny trójkąt.
 ______________________________________________________________________________

Krótko, ale chciałam coś napisać.
Nie mogłyśmy się z Talą dogadać co do rozdziału więc wkońcu go napisałam.

Powinnam dodawać coś zawsze kolo pon/wtorków.

Trzymajcie się cieplutko :*

Olek

piątek, 6 listopada 2015

13| Szczęście?

Zaraz po usłyszeniu wystrzału zatrzymałam się, bałam się odwracać, by nie ujrzeć przyjaznego staruszka w kałuży krwi, więc poderwałam się do biegu. Miałam jedynie nadzieję, że nie stało się nic poważnego, jednak świadomość, że mam tak dobrego człowieka na sumieniu przyprawia mnie o dreszcze.

Stawiałam potężne kroki dopóki nie dotarłam do wejścia na stację, wysiadłam kilka przystanków wcześniej, ale po przejściu na drugą stronę ulicy ujrzałam zajezdnię autobusową.

Po sprawdzeniu rozkładu stwierdziłam, że za 30 min, będę mogła wsiąść do pojazdu i bez żadnych przystanków dojechać do Manchesteru.

Powłócząc nogami dotarłam do ławki i na niej usiadłam, byłam zmęczona, a moje zniszczone plecy bolały. Miałam nadzieję, że żadna z ran nie otworzyła się ponownie i nie zacznie krwawić.

Nie chciałam wyjść na jakąś wariatkę, w końcu mam nie zwracać na siebie uwagi. Westchnęłam i otarłam czoło, oczy same mi się zamykały ale starałam się nie zasnąć.

W końcu wsiadłam do busa, gdzie mogłam oprzeć głowę o szybę i w miarę wyciągnąć nogi. Plecak, który miałam ze sobą położyłam na siedzeniu obok, jako znak by nikt koło mnie nie zajął miejsca. Dzięki temu zagwarantowałam sobie chwilę spokoju.

Ciemność. Ogłuszająca cisza i pojedynczy słup światła prowadzący do metalowych drzwi. Idę w ich kierunku i znajduję się w sali laboratoryjnej. Nie jestem w niej sama, o stół opiera się chłopak z kruczoczarnymi włosami, które przeczesuję agresywnie. Kiedy słyszy, że podchodzę do niego, odwraca się z wypisanym bólem na twarzy i tym samym odsłania to co zakrywał. Na osuniętej dużej szufladzie znajduje się ciało mojego ojca. Jest siny, ale na jego twarzy widnieje uśmiech. Zamieram, bo zdaję sobie sprawę, że jestem w kostnicy. Dreszcze wstrząsają moim ciałem, a łzy spływają po policzku kiedy odpycham od siebie Zayna. W jednym momencie z przystojnego mężczyzny stał się potworem. Mam ochotę zwymiotować, gdy widzę wzrok wyrażający skruchę, ale gdy dostrzegam zakrwawiony nóż w jego dłoni, widzę tylko szkarłatne litery układające się w napis ''zabójca''.



Wstaję gwałtownie przez co uderzam głową w siedzenie przed sobą. Widzę zaciekawione spojrzenie dziewczyny siedzącej po mojej lewej, ale ignoruję je i masuję czoło. Zapewne utworzy się na nim mały siniak, ale to akurat mnie cieszy, będę wyglądać jeszcze bardziej wiarygodnie niż mam zamiar.

-Krzyczałaś. - stwierdza, zupełnie nie proszona. Prycham, bo już mam dość rozmowy z nią, mimo, że jeszcze jej nie odpowiedziałam. Nie mam na to ochoty. Wzruszam ramionami, ale ona nie przestaje.
-Twój telefon dzwonił. - jest bardzo ciekawa, a ja wiem, że jeszcze trochę i to może ją zgubić. Krzywię się, bo niewygodna pozycja dała o sobie znać, przeklinam transport miejski w momencie wyciągnięcia komórki.


Na ekranie widnieje sms od Zayna, mimo, że zmieniłam kartę zaraz po wyjściu z domu. Nie wiem jak mnie namierzył, ale jeśli to zrobił, to coś ważnego i musiał poprosić o to Nialla.

Zerkam na treść krótkiej wiadomości: wszystko ok?
Kiwam głową, ale karcę się, bo on nie może tego zobaczyć. Tak, nie, nie wiem. Ktoś chyba mnie śledził. Zgubiłam ich.
Wystukuję pośpiesznie i kasuję wszystko. Przez kolejne 20 min siedzę tępo patrząc się w przestrzeń.

- Nie chcę być wścibska, ale wydajesz się być zagubiona. Wszystko gra? - wszystko będzie dobrze, jak przestaniesz mówić.
- Tak, zajmij się sobą okej? - pytam, ale nie czekam odpowiedzi. Pociągam dziewczynę w swoją stronę. Autobus uderza w przydrożne drzewo wgniatając blachę w miejsce, gdzie irytująca dziewczynka pojękiwała minutę temu. Pod wpływem uderzenia tłukę mocno rękę. Moje nogi są przygniecione, ale mogę nimi ruszać. Blondynka, którą uratowałam patrzy szeroko otwartymi oczami na mnie, ale to nie jest teraz ważne.
-Wszystko..?- przytakuję szybko, więc wygrzebuję plecak i rozglądam się po ludziach. Ktoś płacze i przyciska dziecko do piersi, ktoś leży nieprzytomny. Wybijam szybę i przeciskam się przez okno raniąc nogę. Krew zaczyna wypływać z rozcięcia, ale idę dalej. Uciekam zanim tłum gapiów wpadnie na pomysł zadzwonienia po gliny. Ostatnie co widzę, to kierowca, który ma kulkę wpakowaną prosto w pierś.



Wpadam w panikę. Dobywam noża z plecaka i podbiegam do kierowcy, który zatrzymał się i teraz kieruje się na miejsce wypadku. Od tyłu łapię go za szyję i przykładam ostrze do pleców.

-Kluczyki. - syczę, a on posłusznie wykonuje moje polecenie. Biegnę do samochodu zanim może dostrzec moją twarz. Jadę szybko przez kolejne 40 min, dopiero potem zajeżdżam na stację benzynową i wysyłam krótką informacje do chłopaków.


Wiedzą, gdzie jestem. Właśnie zabili kierowcę autobusu i spowodowali wypadek na 50 ofiar.
To się dzieje, gra się rozpoczęła. Będę za 3 godziny.

Zgniatam butem komórkę. Wyłączam kamerę, a z auta obok odkręcam rejestrację i wymieniam ze swoją.

Wracam. Nic mnie nie powstrzyma.
Myślę i mam przed oczami twarz Mike'a.

Tato kiedy to się skończy? Kiedy będę szczęśliwa?




______________________________________________________________________________

Kolejny za tydzień. Piszcie co myślicie :)

Olek x

piątek, 16 października 2015

12| Strzał.

Wiedziałam, że nie mogę dłużej zostać u Luka. Wiedziałam też, że nie mogę tam wrócić. Dzięki niemu zauważyłam, że jednak są dobrzy ludzie na tym świecie, jakieś cząstki, dla których nie liczy się tylko kasa. Z plecakiem na plecach podążam w stronę metra. Jest późno, nawet nie zauważyłam, kiedy zrobiło się tak ciemno i ponuro. Powietrze jest gęste, otulone mgłą,  która nadaje temu wszystkiemu odrobinę tajemniczości. Poprawiam szlufkę mojego plecaka, który jest ze mną od początku tego całego syfu. Po chwili czuję lekką wibrację w moim telefonie. Wyciągam go i odbieram. Słyszę głos Luka.
- Rachel, gdzie ty jesteś?
- Słuchaj, wiem, że nie powinnam tak znikać, ale... nie mogę dłużej u Ciebie zostać. Dziękuję za to, że mi pomogłeś. Dziękuję, że nie sprzedałeś mnie policji, chociaż miałeś do tego pełne prawo. Może... może nawet powinieneś to zrobić, ale nie zrobiłeś. Takich ludzi jak ty bardzo sobie cenię, wiesz?
- Co teraz z Tobą będzie? Gdzie pójdziesz? Nie masz ani domu, ani pieniędzy.
Zaśmiałam się do słuchawki, no tak, przecież on nic o mnie nie wie.
- Luke, dużo rzeczy o mnie jeszcze nie wiesz. Nie jestem tą osobą, za którą się podaję. Teraz jestem na takim etapie życia, że nie wiem co dalej będzie. Muszę zrobić coś złego, bardzo, ale to bardzo złego. Nie chce Cię w to mieszać. Jesteś za dobrym człowiekiem. Nie chcę Cię psuć, bo wystarczy, że sama jestem zepsuta.
- Co ty pieprzysz! Nie możesz tak odejść, przecież nawet nie wyzdrowiałaś do końca!
Boże, jaki on jest dziecinny... Przewróciłam oczami na jego słowa.
- Czasami trzeba podjąć ryzyko, rozumiesz? Ja znikam, nie ma mnie, nie istnieję. Zapomnij, że mnie znalazłeś, że zatrzymałam się u Ciebie. Tak będzie lepiej. Dziękuję jeszcze raz za wszystko.
- Ale..
- Żegnaj Lukey.
Rozłączyłam się i po raz kolejny tego dnia, wymieniłam kartęe, uprzednią łamiąc i wyrzucając do kosza. Nie jestem w stanie zliczyć, ile już kart przewinęło się przez moje ręce. Miałam trzy dni na dostanie się do Menchesteru, ale to mi wystarczyło.
Nie mogę się doczekać spotkania z Zaynem. Jest moim uzależnieniem. Nie wiem kiedy to się stało, ale mogę śmiało przyznać, że jest teraz najważniejszą osobą w moim życiu.  Może dlatego, że inne osoby to twoi wrogowie idiotko? Niall... za tym chłopakiem też tęsknię. Szanuję go ogromnie za to, że zdecydował się nam pomóc. Jest dla mnie jak brat, którego nigdy nie miałam. Jako małe dziecko, zawsze chciałam mieć starsze rodzeństwo, najlepiej właśnie brata, który miał mnie chronić przed światem, złem i potworami, które noc w noc opanowywały moją szafę. Tata był dla mnie wszystkim w jednej osobie. Był moim nauczycielem,matką, ochroniarzem, ojcem... Teraz rozumiałam, dlaczego zawsze kładł nacisk na moją sprawność fizyczną i zdolność do samoobrony. Wiedział, że kiedyś to bardzo mi się przyda. Kiedy stałam wpatrzona w niebo, zorientowałam się, że czas przyjazdu metra jest bliski, więc szybkim krokiem zeszłam do stacji metra. Nie było tam nikogo. Po ziemi walały się kawałki starych wydań  gazet i innych śmieci. Czułam wyraźny zapach stęchlizny. Po chwili nogi zaczęły mi drżeć, co oznaczało, że metro nadjeżdża. Upewniłam się, że pieniądze są na swoim miejscu i wsiadłam.



W metrze były może trzy osoby, ale kompletnie nie zainteresowane tym, kto wsiadł na tym przystanku. Skupione były na swoich książkach, gazetach czy telefonie. Odpowiadało mi to. Im mniej osób zainteresowanych, tym lepiej. Wolałam pozostać w ukryciu, bo tak zawsze jest bezpieczniej. Zawsze jest to mniejsze zagrożenie. Teraz musiałam uważać podwójnie, bo wiedziałam, że zło czeka za rogiem. Ryzykowałam bardzo dużo, ale nie mogłam nic innego zrobić. Metrem miałam jechać jakieś 20 minut, do najbardziej odległej części miasta. Pewnie zdziwicie się, że jeździ tam metro, ale cóż... wiele osób z tamtych terenów pracuje w mieście i to po najniżej krajowej. Można więc powiedzieć, że jest to jedyny środek transportu odwożący ich do pracy. Postanowiłam sobie usiąść, nie męczyć się wtedy, kiedy nie trzeba. Po chwili przysiadł się do mnie staruszek, około 60 z uśmiechem na twarzy.
- Panienka to się nie boi tak jeździć sama o tej porze? - spytał
- Nie boje się - odpowiedziałam obojętnie.
- Eh, Ci młodzi to teraz tylko narkotyki, alkohol papierosy i Bóg wie co jeszcze.
Zaśmiałam się pod nosem. Nie chciałam być nie miła, ale dziadziuś nie wyglądał na takiego, co ma na ten temat jakieś pojęcie.
- Wie pan, to zależy od człowieka.
- Panienka wygląda na taką, co nie wie gdzie się w życiu podziać. Nieszczęśliwe zakochana?
Ależ przeciwnie!

- Nie, nie jestem zakochana. Przepraszam, ale się spiesz...
Nie zdążyłam dokończyć, bo na stacji do metra wsiadło dwóch kolesi. Bardzo podejrzanych kolesi. Odruchowo złapałam za gazetkę dziadka i zakryłam nią twarz.
- Panienka się czegoś boi?
- Widzi pan tamtych dwóch, którzy wsiedli na tej stacji?
- Tych przerosłych gogusiów w skórzanych kurtkach? A no są, siedzą sobie 3 miejsca przed nami.
- Cholera
Mężczyzna skarcił mnie wzrokiem.
- Dobrze, zrobimy tak. Panienka mi poda moją laskę, o tam leży, na przeciwko!- wskazał ręką na drewnianą laskę z wygrawerowanym imieniem- Ben
- Co pan chce zrobić?
- Pomogę Ci, wy młodzi myślicie, że to dziadki się już do niczego nie nadają! Słuchaj, ja ich zagadam, a ty na najbliższej stacji zwiejesz, rozumiemy się? - uśmiechnął się do mnie ciepło.
- Nie wiem jak mam Panu podziękować...
Mężczyzna wstał, machnął ręką, uśmiechnął się ostatni raz i udał się w stronę tej dwójki. Bałam się o niego, bo wiem, jak agresywni mogą być. Musiałam jednak uciec, bo wiedziałam, że przeszłość coraz bardziej mnie ściga. Nie mogłam tam wrócić... Po prostu nie mogłam. Poczułam, że zaczynam się cała trząść. Nie wrócisz tam do cholery jasnej, uspokój się, słyszysz? Karciłam sama siebie w myślach. Spojrzałam w stronę Bena, który siedział już przy dwójce nieznajomych, próbując ich zagadać. Puścił mi oczko i przystąpił do akcji. Metro w tym czasie zatrzymało się, a mnie w środku już nie było. Po chwili usłyszałam strzał. Zatrzymałam się i zatkałam dłonią usta.

wtorek, 6 października 2015

11| Plan. (+mała niespodzianka)

Zayn

Czułem, że moje serce na chwilę przystało, aby móc znowu bić swoim własnym tempem. Nie wiedziałem, czy mój mózg dobrze zarejestrował słowa, które wypowiedziała Rachel. Patrzyłem w telefon, ale nie wiedziałem co mam odpowiedzieć, to samo Niall. Patrzył na mnie przerażonym wzrokiem, mimo że widziałem te jego guwniane ogniki w oczach i determinację.
- Co? - tyle zdołałem z siebie wykrztusić.
- To co słyszałeś, muszę go zabić i w końcu to wszystko zakończyć. Za długo to trwa, Zayn. Zdecydowanie za długo. 
- Ty chyba nie mówisz poważnie...? 
- Mówię to jak najbardziej poważnie. Sami zobaczcie co on z wami zrobił. Co zrobił z moim życiem. Jestem doskonałym przykładem na to, jak łatwo zniszczyć wszystko co kochasz w ciągu sekundy. Tak jak mówiłam albo mi pomożecie, albo załatwię to na własną rękę.
- Ty nie wiesz w co się pakujesz, Rachel. - odezwał się blondyn.
- Nie mam wyboru, zrozumcie. Daje wam tydzień do namysłu. Sprawa jest prosta... 
- Nie jest prosta, Rachel. Jeżeli się nie zgodzimy, nasze drogi się rozejdą, tak? 
Dobrze wiedziała o czym mówię. Nikt poza nami nie znał tak na prawdę znaczenia tych słów, które w tym momencie odgrywały tak bardzo znaczącą rolę.
- Słuchaj... - westchnęła- to zależy tylko od Ciebie...
Świetnie. Musiałem wybierać, chociaż zdawałem sobie sprawę, że gdybym tylko mógł od razu rzuciłbym to wszystko w cholerę i pojechał do niej od razu. No właśnie, gdybym mógł. Nie mogłem zostawić chłopców, bo czułem się w jakiś sposób za nich odpowiedzialny. Zawsze to ja podejmowałem kluczowe decyzje, chociaż nigdy nie nazwałem siebie szefem.



-To zobaczenia za tydzień. Przyjeżdżasz do nas, a potem działamy na moich zasadach. - mimo wątpliwości zasisnąłem szczękę i zdecydowałem się na coś co mogło być katastroficzne w skutkach.
-Twoich warunkach? - prychnęła. Wiem, że jest teraz wściekła, ale nie porzucę swoich racji od tak, muszę wiedzieć co kombinuje, czym się kieruje i czy ma plan awaryjny. Harry to skurwysyn ale jest tym, którego znam prawie od początku, zawsze był władczy i zbuntowany, mimo to nie przeszkadzało mi to tak bardzo bo sam taki byłem, później zacząłem dostrzegać jak bardzo to wszystko było szkodliwe. Nie było dnia, żeby nie oberwał od Mike'a, bo coś zawalił, albo nie zastosował się do poleceń, do każdego planu dokładał coś swojego, dbał żeby nie było nudy i żeby każdy go podziwiał, aż zaczął walczyć. Nie z nami czy z samym sobą, ale z ojcem Rachel, kłócił się i zamykał z nim w gabinecie do którego włamała się Todd, myślałem że coś tam znajde, jednak myliłem się. Chciałem odpowiedzi, bo nie wiem dlaczego ale Styles ukarał za coś Mike, może chciał po prostu własy.. Jednak cholera ta dziewczyna była dla mnie ważna i byłem między młotem a kowadłem.

-Nie dyskutuj, obmyśl plan i wracaj do nas, jeśli coś pójdzie nie tak, zrobisz co będziesz musiała. Ja i Niall ci ufamy, ty też nam zaufaj. - rozłączyłem się i rzuciłem telefonem o ziemię. Nie byłem pewien niczego. Wrzasnąłem z frustracji, to już prawie miesiąc gdy zwodze Harrego, trzyma mi nóż na gardle, niemal w dosłownym tego słowa znaczeniu kurwa! Klnąłem na wszystko i wszystkich. Musze zadzwonić do Stylesa i mu wszytsko wyjaśnić, narazie nasza przykrywka to taka, że mamy tutaj trochę kłopotów z tym gościem, co się napatoszył. W gruncie rzeczy to prawda, gość narobił nam wszystkim tylu problemów. Musiałem w akcje wtajemniczyć Liama i Louisa, mimo to żaden z nich nie wie, że kontaktujemy się z Rachel. Jest coś co nie pozwala mi im zaufać w tej kwestii, więc zleciłem im jej poszukiwanie, wiem że jedyne co robie w tym momencie to tracę nasz cenny czas, ale to jedyne wyjście narazie.

Przestałem kopać rozwalone krzesło w momencie, gdy poczułem ciepłą dłoń na ramieniu.
-Tydzień.. wytrzymaj tydzień, potem wam pomogę. - powiedział z determinacją w oczach.
-Co? -nie wierzyłem w to co słyszę, Niall chce nam pomagać? Do cholery przecież to się nie uda.. ja nawet nie wiem co czuje do tej dziewczyny, wszytsko w moim umyśle jest tak ciemne, niejasne i zagmatwane. Potrzebuję pomocy.
- To co słyszysz, pomożesz tej złamanej dziewczynie, bo to jedyne czego pragnę, choćbym miał zginąc, kocham ją jak siostrę, którą straciłem. Teraz mam wybór i nie pozwolę jej skrzywdzić, zadbaj o to. Potem możesz ją zostawić, zrobić cokolwiek.
-Niall.. jak ty? - nie umiałem dobrać słów.
-Chodź, musimy obgadać wszystko.


Potem rozmawialiśmy długo, zamknięci w moim domu na cztery spusty, ciężko mi było tutaj wrocić, zwłaszcza, że byłem tu ostatni raz z nią. Potłuczone szkło nadal gdzieniedzie leżało na ziemi w kuchni. Tak bardzo pragnę wrócić do tych chwil. To było tak dawno..

Ostatecznie ustaliliśmy termin powrotu, miało to być za 5 dni w Menchesterze, miała przyjść do naszego mieszkania poszarpana i poplamiona krwią. Czekałem na ten moment jak dziecko na święta, bo byłem pewien że w tej roli będzie świetna i seksowna, a ja wkońcu ją zobacze. Plan był taki, że wraz z jej powrotem wracamy z powrotem w trasę, jedziemy do Harrego, a potem się zobaczy. Chcę wierzyć, że wyjdziemy z tego cało, ale boję się pomyśleć, że stracę kogoś na kim mi zależy, Niall jest pewny swego, a ja czuję, że jest mi jak brat, nie wybaczę sobie jeśli kogoś jeszcze zabraknie w moim życiu.




Rachel

To już tylko trzy dni, odliczam je jakbym czekała na ważne wydarzenie a w gruncie rzeczy musze wrócić i się ukorzyć. Z jednej strony chcę to zrobić, bo to może być ostatnie spotkanie moje z chłopakami. Tak się z nimi zżyłam, że oddycham bo to by ich zobaczyć, wierzę że uda mi się zrobić to o czym marzę tak dawno. U Luke'a jest mi dobrze, mogę robić to na co mi się podoba w chwilach kiedy nie myślę o wszystkim innym, jak o sposobie zamordowania Stylesa, chcę zrobić to wolno, zadając niewyobrażalny, palący ból. Zdaję sobie sprawę, że w morderstwo rodziców zamieszanie jest więcej osób, ale wiem że głównym odpowiedzialnym jest on. Za każdym razem mam przed oczami jego lodowate, zielone oczy, zdradziecki uśmiech, a w uszach ten arogancki ton. I pomyśleć, że miałam go wtedy na wyciągnięcie ręki, byłam tak blisko. Wtedy nie wiedziałam nawet, że to ten który zadał mi tyle bólu, obserwował mnie, nie wiem tylko dlaczego nie wykończył mnie w tamtej chwili. Zadał sobie i chłopakom tyle trudu, żeby mnie porwać i więzić kiedy mógł to zakończyć już dawno temu i mieć spokój. Wiem, że dokonał tylu czynów po to żeby mieć władzę, nie mogę zrozumieć co nim kierowało.


Przecieram zaspane oczy i rozciągam się, moje kości szczelają, ale to dobre uczucie, przynajmniej wiem, że żyję. Ubieram na siebie czarne obcisłe rurki, białą dopasowaną bluzkę i skórę. Włosy przeczesuję tylko palcami, pośpiesznie wsuwając buty na stopy zostawiam wiadomość Lukowi, wiem, że muszę mu coś podarować w zamian za jego dobroć, jestem mu bardzo wdzięczna.

Wybiegam z budynku i decyduję iść na piechotę do pobliskiej kawiarni, muszę skorzystać z komputera i telefonu, a takie zachowanie anonimowości mi odpowiada. Odsuwam krzesło i hakuję komputer tak by przetwarzał dane, o które mi chodzi, po chwili jestem w systemie szpitala rejonowego, w którym znajduję się mała siostrzyczka Luka chora na białaczkę. Najpierw myślałam, że zdobędę dla niego pieniądze, ale po chwili doszłam do wniosku, że nie przyjął by ich, w dodaktu gdyby jakimś cudem się dowiedział skąd je mam, a nie były by z legalnego źródła.

Przeczesuję rejestry danych i już wiem, że mam kłopoty bo mnie wykryto, zanim jednak dzieje się coś nieporządanego, klikam w zdjęcie małej blondyneczki i daję ją na listę osób, ktore za mniej niż dwa tygodnie mogą spodziewać się przeszczepu. Przesyłam jeszcze trochę pieniędzy na jej konto w fundacji, gdyby operacja nie doszła do skutku i usuwam wszelkie ślady mojej obecności tutaj. Następnie chwytam za słuchawkę od telefonu i wykręcam numer.

Chcę usłyszeć głos Zayna, od paru dni, dzwonię do niego, a on wita mnie cichym kochanie nawet nie wiesz, co chciałbym teraz z tobą robić. Śmieję się, bo po kilku razach stało się to po prostu śmieszne, chichoczę cicho i wzdycham. To nie może tak dalej wyglądać, prędzej czy później ktoś to zauważy i zrobi się problem większy niż jest teraz. Potem przez kilka minut snuję opowieści o piaszczystej plaży, żartuję nawet o Zaynie w spodenkach kąpielowych i rękawkach (kiedyś opowiadał mi, że nie pływa zbyt dobrze i boi się wody). Następnie rozłączam się i długo myślę o naszej rozmowie.



Dziś jednak nie mam czasu na rozmyślanie, muszę załatwić jeszcze kilka spraw z moim powrotem, zabezpieczam się na przyszłość, gdybym miała uciekać. Wstepuję do sklepu z przyrządami wspinaczkowymi i kupuję kilka metrów liny, plecak, butłak na wodę i mały śpiwór.

Kolejny na mojej liście jest sklep z militarią, nie mam pozwolenia na broń, więc to pewnie utrudnienie, w tym mieście nie mam znajomych, więc skombinowanie broni jest dwa razy trudniejsze. Mam ochotę uciec jak najdalej, jednak zabieram tasak to mięsa, kilka harcerskich noży i siekierę. Mało, ale narazie musi wystarczyć.

Oprócz tego w plecaku mam gaz pieprzowy (smutne wspomnienie tego pierwszego, który kupił dla mnie tata), kilka paczek żywności pakowanej próżniowo, latarkę.

W podszewce kurtki mam zapas pieniędzy, które starczą mi na conajmniej trzy miesiące, to stosunkowo dużo, ale mam wrażenie, że mogłoby być ich jeszcze więcej. Nie to, żebym była rozpuszczona, wiem po prostu, że na koncie Mikea, jest dość okragła sumka, w dodatku moja zarobiona forsa z wyścigów czyni mnie prawdopodobnie najbogatszą zaginioną małoletnią obywatelką na całym świecie.

Duma mnie rozpiera na myśl, że radzę sobie już tak długo, jednak boleśnie mrużę oczy na wspomnienie, że za kilka dni może być po wszystkim.

Jestem przygotowana. Szkoda mi tylko Zayna, Nialla, El, Lou a nawet Liama, bo beze mnie jego życie będzie szare, nudne i udręczone. Wiem, że dzięki mnie ma co robić, raz nawet podsłuchałam jak wymyśla teksty, żeby mnie zagiąć.

To było tak śmieszne, że w tej chwili nawet poczułam do niego cień sympatii, mimo, że na drugi dzień dostałam od niego conajmniej dwa razy w twarz.

Każdy policzek czegoś uczy, moje na przykład dodają mi odwagi, więc z odwagą zmierzę się z Harrym Stylesem.

Harry Styles, młody chłopak, zabójca Mikea i Kate Smitch, tręczyciel i prześladowca Rachel Todd, domniemany dobry kumpel i człowiek udręczony przez płomienie z piekieł, które na niego czekają.

Ten właśnie tekst będzie widniał  na jego nagrobku kiedy już z nim skończę. Przyrzekam.



________________________________________________________________________________
Hej misie, rozdział trochę później bo pisany na raty, ale chciałyśmy dodać coś dłuższego. Poza tym mamy dla was jeszcze małą niespodziankę, którą macie pod tą właśnie mini notatką.

Piszcie jak się wam podoba. Mam cichą nadzieję, że aktywność powróci  do czasów świetności, ale narazie zadawalamy się tymi komentarzami, które są i liczbą wyświetleń (98) mimo, że bywała większa. Za wszystko dziękujemy! :*



Olek




piątek, 25 września 2015

10| Rozmowa.

Stałam na moście w miasteczku oddalonym od Londynu o jakieś 100 km i patrzyłam na spokojną taflę wody. Byłam na razie na etapie akceptowania swojego ciała na nowo i skupianiu się na wszystkim tylko nie na tym oblechu, który zostawił mi wyraźne pamiątki na plecach. Czerwone pręgi nie bolały już tak bardzo, goiły się, ale wciąż przypominały. Przez pierwsze kilka dni było naprawdę źle, ale teraz byłam gotowa wrócić do gry z dobrze obmyślonym planem i asem, który mam nadzieję pomoże mi wygrać tę nieustającą walkę. Chce już wszystko zakończyć, mieć pewność, że to co było mojego ojca jest w moim posiadaniu, a zemsta jest tak okrutna, że przewyższa śmierć  rodziców o milion razy.Pragnę tego.

Wiatr owiewa moje ciało kiedy myślę, nas zadzwonieniem do Zayna, ale trochę boję się z nim teraz rozmawiać. Nie wiem jak zareagował na moje wyznanie,sama nawet nie do końca zarejestrowałam kiedy te słowa opósciły moje usta. Wiem tylko, że kiedy byłam przetrzymywana jedynym dla, którego chciałam się uwolnić był Zayn. Został mi tylko on i tak naprawdę dzięki temu doszłam do takich a nie innych wniosków. Wiem, że on nie bawi się w związki, sama byłam tylko w jednym, z chłopakiem, który zdradził mnie po pół roku, ale byłam wtedy jeszcze młoda i gówno wiedziałam o czymś co określało się byciem ze sobą. Pamiętam jak dziś mój powrót po omacku do domu, kiedy łzy zdobiły moją twarz, To było jakieś 3 lata temu. Nosiłam różowe sweterki i zaplatałam włosy, a w domu czekał na mnie tata z obiadem i ciepłym ramieniem, w które mogłam się wtulić.

Wkładam inną kartę do telefonu Luke'a i wpisują ciąg cyfr, chcę usłyszeć ten głos by wrócić znad krawędzi, planuję coś czego nie da się wykonać, chcę porozmawiać, godzinami leżeć na łóżku i wymieniać się informacjami z Malikiem.

-Halo? - słyszę zachrypnięty głos, moje serce przyśpiesza, nie jestem w stanie wydobyć z siebie słowa. - Rachel? Kochanie? - odzywa się łagodnie, mam zawał kiedy nazywa mnie pieszcztliwie.

-Odezwij się kurwa albo dostanę pierdolca. - mruczy gniewnie, a ja wiem, że chodzi po pokoju i przeczesuje włosy, przewracam oczami.
-Skąd wiesz, że to ja?
-Tylko ty tak dyszysz do telefonu jakbyś brała udział w zbiorowej orgii. - Co? On właśnie tego nie powiedział. Śmieje się w duchu, bo w jednej chwili czuję obrzydzenie i niesamowite rozczulenie na jego słowa.Co ze mną jest nie tak?
-Oh.. - wzdycham i słyszę jak wciąga powietrze, - Wiesz, dzisiaj jest trochę zimno, a ja wyszłam się przewietrzyć. - W moim głosie nie ma ani nuty ostrości, brzmię tak żałośnie i złamanie, że chłopak automatycznie ulega mojemu stanowi, wie, że coś jest nie tak. Boże? Czemu nie zauważyłam tego wcześniej?

-Brzmisz inaczej, wszystko okej? -Martwi się?
-Tak, po prostu dochodzę do siebie, to dziwne być znowu słabą i zniszczoną dziewczynką. Jestemtak samo zagubiona jak na początku wiesz? - Po co ja mu to mówię?! Głupia.
-Opowiesz mi wszystko?
Nie wiem czemu ale zaczynam mówić mu o wszystkim, opowiadam o dniu kiedy wyszłam z bibliorteki i zastałam martwego dnia, do tego co przeżywałam będąc w zamknięciu. Ulżyło mi, nie byłam już zagadką ale nie przeszkadzało mi to, to było dobre i potrzebowałam tego tak myślę.

-Mogę pogadać z Niallem? Daj mnie na głośnik, chce wam coś powiedzieć. - poczekałam chwilę, w słuchawce było słychać szmery a potem entuzjastyczny jeden ton i dzwięki szamotaniny.
-No daj mi z nią porozmawiać, też chcę ją chwile mieć dla siebie. Boże Malik nie w ten sposób, ogarnij się cymbale. Ej bo cię pobiję. - nie mogłam się nie śmiać z nich, to było takie kochane, blondyn taki był.

- Hej słonecz.. Ała! Malik! - tak krzyknął, że musiałam odsunąć telefon od ucha.
- Cześć złamasie- śmiałam się, ja naprawdę się śmiałam. -Dobra ogarnijcie się, mam sprawę, wrócę jak wszystko ogarne, narazie jestem w połowie wszytskiego, ale musze wiedzieć, że mi pomożecie.

-W?

-Muszę dostać się do Stylesa i go zabić. Wiem, że to wasz kumpel czy coś, ale musze to zrobić i albo mi pomożecie albo nigdy się już nie zobaczymy.

Trudno mi było to mówić, ale w końcu kiedy nie okazujesz słabości wygrywasz, a ja mimo ostatnich wydarzeń zachowam swój charakter i wygram. Bo Rachel Todd nigdy nie przegrywa, April może, ale nie Rachel.

Nigdy.

_________________________________________________________________________________
Mamy kolejny, krotki, ale napisze coś jutro i wstawię wam w poniedziałek, może wtorek nie wiem w każdym razie już nie długo. Trzymajcie się, kochamy was

Piszcie jak się podoba.

Olek x

poniedziałek, 21 września 2015

Nowy rozdział :)

Postaram się napisać coś dzisiaj trochę i jutro i może wstawię w okolicach czwartku/piątku ewentualnie weekendu. Przepraszam, że musicie tyle czekać, ale poważnie się zastanawiałyśmy nad zawieszeniem, z Talą nie mam tak naprawdę kontaktu od kilku dni więc jest ciężko, nie chcę pisać sama ale narazie chyba będę tak musiała. Zobaczymy :)

Piszcie czy ktoś tu jest i wgl warto cośkolwiek zaczynać (mam nadzieję, że nie pouciekaliście)

Olek x